Tłumaczenia w kontekście hasła "zadzwonił i powiedział" z polskiego na hiszpański od Reverso Context: zadzwonił do mnie i powiedział Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate
- Na telefon mężczyzny zadzwonił numer, który był tożsamy z numerem banku w jakim miał ulokowane swoje oszczędności. że za chwile zadzwoni do niego policjant – informuje
Translations in context of "a potem zadzwonił" in Polish-English from Reverso Context: Ale naprawdę świetnie nam się gadało, a potem zadzwonił i zaprosił mnie na randkę.
Translations in context of "on wcześniej zadzwoni" in Polish-English from Reverso Context: Powiedz mu o tym, a on wcześniej zadzwoni i upewni się, czy na pewno będzie mógł z Tobą zjeść.
Ulga, jaka mnie ogarnęła w momencie, gdy dowiedziałam się, że nie jest ani trupem, ani mordercą, była nie do opisania. Tak bardzo się cieszyłam, że przeżył. Na chwilę przyćmiło to fakt, że w ogóle przystąpił do walki. Czekałam. Nie wiem, na co liczyłam. Że zadzwoni? Że będzie starał się to jakoś wyjaśnić? Ale on
Tłumaczenia w kontekście hasła "powiedział, że zadzwoni" z polskiego na hiszpański od Reverso Context: Marcus powiedział, że zadzwoni za godzinę.
Okazało się jednak, że mąż Pauli nie będzie przy narodzinach i to że będzie mógł zobaczyć je na fotografiach będzie dla niego prezentem. Niespodzinaka się udała - było wzruszenie do łez i ogromna wdzięczność, że może zobaczyć ten cud narodzin pierworodnego. Dla mnie to był zupełnie inny wymiar fotografowania narodzin.
Übersetzung im Kontext von „zadzwonił powiedzieć mi“ in Polnisch-Deutsch von Reverso Context: Byliśmy w trasie i zadzwonił powiedzieć mi o dziwnym śnie, który właśnie miał.
Wściekłe pragnienie, żeby całkowicie, do końca i na zawsze wytrzebić Dillona z jej pamięci, uderzyło go w splot słoneczny. Kiedy oddała mu się po raz pierwszy, obiecał, że poczuje go każdym centymetrem ciała. Dziś chciał usunąć z niej wszelkie wspomnienia o Dillonie. Jego niebieskie oczy płonęły żądzą, oddychał ciężko.
Übersetzung im Kontext von „to on zadzwonił“ in Polnisch-Deutsch von Reverso Context: Tak, to on zadzwonił pod 911.
aY5PBXh. fot. Adobe Stock, Paolese To niesamowite, jak niewinne niedopowiedzenia mogą zaważyć na naszej przyszłości. Dlatego nie warto się obrażać na ukochaną osobę, zanim dokładnie nie wyjaśni nam sytuacji. Szkoda byłoby stracić miłość życia przez pomyłkę... Z salonu dobiegały wesołe głosy przyjaciół Zamiast do nich szybko dołączyć, wracając z łazienki, zatrzymałam się pod drzwiami pokoju mojej czternastoletniej chrześnicy. Ada zniknęła w nim zaraz po obiedzie, odmawiając zjedzenia pysznego tortu. – Będzie więcej dla nas! – ucieszył się jej tata, puszczając do wszystkich oko. Ada tylko wzruszyła ramionami. Było jednak w tym geście tyle rezygnacji, że mnie to zaniepokoiło. Znam Adę od urodzenia, zawsze była pogodnym i ufnym dzieckiem. Nic dziwnego, wychowała się w kochającej się rodzinie, w której dzieci były ważne. Nawet gdybym jej gest miała złożyć tylko na karb zwyczajnego buntu nastolatki, to i tak czułam potrzebę sprawdzenia, czy nie chodzi o coś poważniejszego. Zapukałam. Po chwili odpowiedziało mi niewyraźne i mało zachęcające burknięcie, ale się nim nie zraziłam. Weszłam. Ada leżała na tapczanie i patrzyła w sufit. Nawet na mnie nie spojrzała, ale usiadłam obok niej i tak przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu, aż moja chrześnica stwierdziła: – Nie zadzwonił. A przecież obiecał… „Ach, tak. Miłosny dylemat” – w duchu odetchnęłam z ulgą. – Ja do niego nie będę dzwoniła. Dziewczynie nie wypada. Nie chcę mu się narzucać – spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi niebieskimi oczami, identycznymi jak oczy jej matki. Coś mi przypomniało to spojrzenie, bo była w nim tęsknota. – Kochanie, nie zawsze to, że ty pierwsza zadzwonisz, oznacza, że się narzucasz – zapewniłam Adę. – Przecież nie wiesz, co się stało. Może coś się wydarzyło i on chce, a nie może zadzwonić… – Tak myślisz, ciociu? – ożywiła się dziewczynka. – No dobrze, skoro tak mówisz, to zadzwonię – uśmiechnęła się i sięgnęła po swoją komórkę, szybkimi ruchami wybierając numer. Już chciałam wyjść z jej pokoju, żeby nie przeszkadzać w rozmowie, gdy stwierdziła rozczarowana: – Nie odbiera… Automat mówi mi, że abonent jest czasowo niedostępny. – A widzisz! Więc jednak coś się musiało stać – pokiwałam głową, chcąc poradzić chrześnicy, aby uzbroiła się w cierpliwość, gdy telefon w jej ręku zadzwonił. Ada skrzywiła się, patrząc na numer. – Co się stało? – spytałam zaciekawiona. – Nie znam tego numeru, więc nie odbieram. Rodzice mi tak poradzili, bo ciągle dzwonili do mnie z jakiegoś banku z propozycją kredytu i z ubezpieczeń… – Słusznie – przytaknęłam. – A ten numer to już dzwoni do mnie dzisiaj z piąty raz – poskarżyła się Ada. Coś mnie tknęło. – Może zadzwonię na niego ze swojej komórki i zapytam, o co chodzi? – zaproponowałam. Wybrałam numer i zaraz usłyszałam głos kobiety Nie brzmiała jak pracownik infolinii, nie słyszałam w tle szumu rozmów. Wyjaśniłam, że z tego numeru dzwoniono przed chwilą do mojej siostrzenicy… – A tak! To mój syn. Zgubił wczoraj swój telefon, a obiecał jej, że zadzwoni – odparła szybko. Roześmiałam się. – Masz swojego chłopaka – szepnęłam do Ady, podając jej komórkę. Pokraśniała z emocji. Wyszłam. Nie chciałam przeszkadzać w rozmowie. Kwadrans później Ada odniosła mi telefon, po czym usiadła przy stole i już bardzo zadowolona, z apetytem zjadła wielki kawałek tortu, który jej mama upiekła z okazji piętnastej rocznicy ślubu. „Nigdy nie wolno zakładać, że ta druga osoba nie odzywa się, bo jej na nas nie zależy” – pomyślałam. „Gdybym przeszło 15 lat temu nie przekonała o tym Moniki, pewnie nie doszłoby do jej ślubu z Marcinem, i nie mieliby wspaniałej córki i tego pysznego tortu”. Wróciłam myślami do wydarzeń tamtych dni… Czułam się wtedy strasznie samotna. Kilka tygodni wcześniej zerwałam z chłopakiem, a raczej to on mnie zostawił, goniąc za przygodną letnią znajomością. Przez całe lato nie miałam urlopu, bo szef uważał, że pierwszeństwo mają te koleżanki, które są matkami. Byłam więc przemęczona pracą za siebie i na zastępstwo, znękana wspomnieniami i naprawdę nie miałam nawet siły gdziekolwiek jechać. No i co można było robić w naszym pięknym kraju podczas chłodnej jesieni, bo na zagraniczną wycieczkę nie było mnie stać. Planowałam siedzenie w domu z kubkiem gorącej herbaty i książką, ale mama, widząc mój stan, wykupiła mi tygodniowy pobyt w górach. – Spędzisz miło czas w pensjonacie Muszelka, zmienisz klimat, odpoczniesz – stwierdziła i zaraz zaznaczyła, że nie przyjmie odmowy. – Tata może cię tam nawet zawieźć samochodem. Podziękowałam rodzicom wzruszona ich troską. Nie chciałam ich jednak zbytnio wykorzystywać, więc wybrałam się na urlop pociągiem. Po drodze zastanawiałam się, kto miał taką fantazję, aby pensjonat w Krynicy Górskiej nazwać Muszelka? W pensjonacie, który okazał się bardzo przytulny, byłam zupełnie sama, a przynajmniej tak mi się początkowo wydawało. Trzeciego dnia w jadalni zauważyłam jednak kobietę, chyba trochę ode mnie starszą, czyli koło trzydziestki. Wypiła tylko kawę i wyszła, nie szukając towarzystwa. Sama nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się przykro, bo poczułam, że w sumie chętnie bym z kimś pogadała, a ta pani wyglądała miło i inteligentnie. Nie zamierzałam się jednak narzucać Nieco gadatliwa właścicielka pensjonatu jeszcze tego samego dnia powiedziała mi, że kobieta pochodzi z Torunia i przyjechała kilka dni temu. Jednak siedzi prawie przez cały czas w pokoju. – Może ma jakieś problemy… – pokiwała głową. Przytaknęłam bez przekonania. Miałam własne kłopoty… Tak się jednak złożyło, że na drugi dzień spotkałam tę smutną kobietę na wycieczce w górach. Schodziła już, kiedy ja wspinałam się na szczyt. „A więc jednak czasami wychodzi” – pomyślałam. Byłyśmy już blisko siebie, a że ścieżka była wąska, kobieta chciała mi ustąpić na niej miejsca i tak jakoś nieszczęśliwie stanęła, że noga ześlizgnęła jej się w bok. To trwało ułamki sekund, ale gdybym jej nie złapała za rękę, a zrobiłam to odruchowo, to być może spadłaby ze zbocza. A tak skończyło się tylko na zwichniętej kostce. Noga natychmiast spuchła i było jasne, że kobieta nie dojdzie sama do pensjonatu. Musiałam jej pomóc, za co bardzo mi dziękowała. Miała na imię Monika i najbardziej niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widziałam. Ten wypadek nas połączył Kiedy wpadłam do jej pokoju po południu, aby zapytać, jak się czuje, zaproponowała mi kawę i zaczęłyśmy rozmawiać. Najpierw o filmach i literaturze, normalne tematy dla osób, które jeszcze się nie znają i chcą sprawdzić, ile mają ze sobą wspólnego. Jakoś tak od słowa do słowa przyznałam się Monice, że jestem tutaj sama, bo rozstałam się z chłopakiem, z którym byłam trzy lata. – A ja zakończyłam niedawno trzyletnie małżeństwo – powiedziała. Byłam pewna, że to właśnie z tego powodu jest taka smutna, ale… Okazało się, że wcale nie. – Poznałam kogoś w kilka dni po rozwodzie. Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że kiedykolwiek się jeszcze zakocham, a już na pewno nie tak szybko. Ale to było jak grom z jasnego nieba. Pojechałam do Krakowa, bo to miasto zawsze dobrze na mnie działa. Kiedy chodziłam po krakowskim rynku, na jednym ze straganów zobaczyłam piękną filiżankę w kwiaty i pomyślałam, że przyjemnie byłoby pić z niej poranną kawę. Niestety, nie miała spodeczka, ale mężczyzna, który ją sprzedawał, powiedział, że ma podstawkę, tylko zapomniał zabrać ją z domu. Umówił się ze mą wieczorem na plantach, żeby mi ją przynieść. Przyszedł i powiedział, że się pomylił i jednak nie ma podstawki. Zaproponował mi, że na drugi dzień zaprowadzi mnie do antykwariatu swojego przyjaciela, w którym z pewnością wybiorę sobie jakąś piękną, bo jest tam ich wiele. Już wtedy zaczęłam podejrzewać podstęp – doskonale wiedział, że nie ma spodeczka, tylko szukał pretekstu, aby się ze mną spotkać. O dziwo, wcale mnie to nie zdenerwowało. Przeciwnie. Poczułam ukłucie w sercu, prawda bowiem była taka, że Marcin mi się podobał. Był zabawny, a jednocześnie miał takie dobre, spokojne spojrzenie. Przez te kilka dni, które spędziłam w Krakowie staliśmy się nierozłączni. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam mu się zwierzać, opowiedziałam o swoim nieudanym małżeństwie. Na szczęście nie mieliśmy z mężem dzieci, więc rozstanie przebiegło spokojnie, ale i tak było dla mnie trudne doświadczenie. Miałam ciągle wątpliwości, czy dobrze zrobiłam, że się rozstałam, czy nie powinnam była jednak za wszelką cenę ratować tego związku. Przy Marcinie zaczęłam wierzyć, że coś mi się od życia należy. Wróciłam do domu odmieniona. To było dwa miesiące temu. Przez ten czas rozmawiałam wiele razy z Marcinem przez telefon, zaczęliśmy mieć wspólne plany. Jak ten, że spotkamy się teraz w Krynicy, w pensjonacie Muszelka. – Miał tu przyjechać z tobą? – zapytałam. – Obiecał, że dojedzie. Ale… mija już piąty dzień, a on się nie pojawił. Przyjechałam tutaj tylko na tydzień, zaraz muszę wracać do domu, do pracy. Nie wiem, co się stało, dlaczego Marcin mnie wystawił. – Skąd wiesz, że cię wystawił? – zdziwiłam się. Monika wzruszyła ramionami. czułam, że te jej złe myśli mają wiele wspólnego z byłym mężem, który ją przecież zdradził, że jedne uczucia nakładają się na drugie, tworząc w jej głowie niezły galimatias. – Nie dzwoniłaś do niego? – spytałam ostrożnie. Pokręciła głową. – Nie byłam w stanie – powiedziała. Nie przyjechał i nie zadzwonił Rozumiałam ją. Przecież byli umówieni, że on przyjedzie. To znaczy, że nie tyle nie mógł, ile zwyczajnie nie chciał. Zrezygnował z tej znajomości w taki bardzo nieładny sposób. Chociaż znałyśmy się niedługo, pamiętam, że wtedy przytuliłam Monikę, bo poczułam, że ona tego potrzebuje. I ja też potrzebowałam, bo bardzo przeżyłam emocjonalnie jej historię. A skoro byłam nią wzburzona, to wcale się nie zdziwiłam, że mi się przyśniła. Konkretnie przyśnił mi się jakiś mężczyzna i chociaż nigdy nie widziałam Marcina, czułam, że to musi być on. Chodził po plaży nad Bałtykiem, bardzo smutny… Rano, przy kawie opowiedziałam Monice swój sen, a ona wtedy gwałtownie pobladła. – Co się dzieje? – zapytałam. – Słuchaj… Ja chyba mu powiedziałam tylko, że będę w Krynicy, w pensjonacie Muszelka… – No, to dobrze mu powiedziałaś – nie rozumiałam, o co chodzi. – Ale.. no wiesz, muszelka, a przecież… – Jest jeszcze Krynica Morska – dotarło do mnie nagle. Monika zerwała się z krzesła tak gwałtownie, że aż się przewróciło i pobiegła do swojego pokoju. Wróciła po półgodzinie z oczami zaczerwienionymi od łez. Wiedziałam jednak, że były to łzy szczęścia. – Słuchaj, on naprawdę pojechał do Krynicy Morskiej. I wiesz co? Tam także jest pensjonat Muszelka. I oni mu powiedzieli, że na liście gości jest Monika, ale przyjechała z mężem. Marcin nawet nie czekał, żeby się ze mną zobaczyć, bo przecież wtedy by stwierdził, że tamta Monika to nie ja. On od razu założył, że wróciłam do męża i… z miejsca wyjechał do Krakowa. Nie zadzwonił, bo i ja nie dzwoniłam. Uznał, że skoro go nawet nie poinformowałam, że wszystko skończone, to zwyczajnie mam go w nosie i traktuję to, co było między nami za nieistotne. Uśmiechnęłam się i objęłam szczęśliwą Monikę Nawet nie musiałam pytać, czy Marcin do niej przyjedzie, bo wiedziałam, że tak. Poznałam go kilka godzin później. Razem z Moniką zostali moimi najlepszymi przyjaciółmi. Uważają, że jestem dobrą wróżką ich związku. Bo gdyby nie mój sen, to kto wie, może już nigdy by się nie spotkali, do końca życia, żywiąc do siebie urazę. A tak, pomogłam w spełnieniu ich pięknej miłości. Czytaj także:„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”
Zarchiwizowany Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi. Gość dlaczego nie dzwoni Gość stara pierdoła Gość jo śwince Gość Eduaro Gość aanakonda266 Gość dlaczego nie dzwoni Gość dlaczego nie dzwoni Gość aanakonda266 Gość dlaczego nie dzwoni Gość zachowaj dumę i się Gość Do budy! ! Gość somebody to love Gość adfdfs Gość Do budy! ! Gość Do budy! ! Gość dlaczego nie dzwoni Gość adfdfs Gość dlaczego nie dzwoni Gość dlaczego nie dzwoni Gość adfdfs Gość adfdfs Gość dlaczego nie dzwoni Gość adfdfs
Julka obudziła się wraz ze świtem. Czerwcowe słońce jeszcze niemrawo wychodziło spoza chmur. Było bardzo wcześnie, zdecydowanie za wcześnie, by wstać. Remek oddychał miarowo i spokojnie, spał jeszcze w najlepsze. Ona już spać nie mogła. Przyglądała się mu przez dłuższą chwilę. Szczęście ją pobudzało i by nie uronić nic z tych radosnych chwil, musnęła policzek męża, który nawet nie drgnął i wyskoczyła z łóżka. – Jak dobrze mieć go w domu – pomyślała. Narzuciła jego koszulę, miękką i pachnącą jak on. W domu było cicho. Gdy tylko dowiedziała się, że Remek przyjeżdża na weekend po trzech miesiącach niewidzenia, zaaranżowała wszystko tak, aby z nim spędzić ten czas. Dzieci zawiozła na noc do dziadków. Odbierze je, niech też nacieszą się ojcem, ale jeszcze nie teraz… Jeszcze trochę. Remek od trzech lat prowadził zagraniczną firmę budowlaną. Wiązało się to z ciągłymi rozłąkami. Nie mogła się do nich przyzwyczaić. Nie godziła się na nie. Tłumaczyli sobie, że to rozwiązanie czasowe, że już niedługo zorganizują swoje życie tak, aby być razem. Jednak zawsze było jakieś ale… Trzeba wykończyć dom, który kupili za wspólne oszczędności… Postawić ogrodzenie… Opłacić pracowników i dodatkowe zajęcia Janka, i jeszcze anglojęzyczne przedszkole Agatki… Julka nie śmiała naciskać. Odkąd po studiach, urodziła syna, a potem córkę, poświęciła się im niemal całkowicie. Zresztą po kulturoznawstwie ofert pracy też dla niej wiele nie było. Z Remkiem zadecydowali, że ona odda się wychowaniu dzieci, a on zabezpieczy im byt. Czuła się tak, jakby miała dwa życia. Jedno – to prawdziwe i szczęśliwe z mężem i dziećmi i drugie – bez niego, które trzeba było przetrwać, przeczekać… Tak bardzo za nim tęskniła. A dziś spał sobie spokojnie w ich wspólnym łóżku! Julka stała w kuchni, w Remkowej koszuli tylko i podśpiewując pod nosem robiła jajecznicę. Jakie stamtąd dochodziły zapachy… Dojrzałe malinówki, pachnący szczypiorek, świeże bułki, aromatyczna kawa… Julka, jak zawsze, była perfekcyjnie przygotowana. Na chwilę luzu pozwala sobie tylko, jak męża nie było w domu. Dla niego pragnęła być żoną idealną. Energicznie odwróciła się od gazówki z patelnią w ręku i zamarła na chwilę. W drzwiach stał Remek. Nie wiedziała, jak długo tam był, ale zauważyła na jego twarzy dziwne skupienie. Roześmiała się w głos, a on wziął ją na ręce, zdążyła tylko patelnię na stół postawić, i zaniósł do sypialni. Kochali się długo i namiętnie. Spragnieni siebie, spijali z siebie całą czułość. Julka całowała to niebo nad sobą, całowała to niebo w sobie… I przez chwilę tylko, przez ułamek sekundy, wydawał jej się obcym… Szybko jednak rozgoniła te myśli, zganiając wszystko na zbyt długie chwile rozłąki… Stwarzał ją od nowa. Rzeźbił twarz, piersi i biodra… Czuła każdą komórką swego ciała pożądanie i widziała… była pewna, że on też… Śniadanie jedli już zupełnie zimne. Uśmiechali się do siebie znacząco i snuli plany na przyszłość. Wybierali nowe kafelki do łazienki i kolor fugi… Potem przyjechały dzieci – sama radość i barwa życia. Remek sprawdził Jaśkowi lekcje i bajką uśpił Agatę. W oczach Julki był w końcu na miejscu, był ojcem, mężem i kochankiem… Sprawdzał się w tych rolach znakomicie. Tej nocy nie spali wcale, pili wino i rozmawiali o dzieciach, domu, wspólnych wakacjach… Remek jutro miał już wyjeżdżać… Cała niedziela upłynęła pod znakiem pożegnania. Julka prasowała Remkowi koszule, przygotowywała prowiant na czas dojazdu do Hamburga. Nie zapomniała o niczym. Remek snuł się po domu. Załatwiał jeszcze jakieś formalności i służbowe rozmowy przez telefon. Był niespokojny. Gdy nadszedł czas rozstania, nie chciał odjeżdżać. Pomyślał nawet o urlopie. Coś go naprawdę niepokoiło. Żegnał się z Julką ciut dłużej niż zwykle i obiecał, że jak tylko dojedzie, zadzwoni… Remek nie zadzwonił. Jego telefon był głuchy, wyłączony. Julka szalała z niepewności. Około północy zaczęła wydzwaniać po rodzinie. Uderzył ją spokój wszystkich. Ewka, siostra Remka, wyrwana ze snu, powtarzała jak mantrę: – Słuchaj, z nim wszystko w porządku! Rozmawiałam z nim! – Dzięki Bogu, że żyje! – krzyknęła ucieszona Julka. – Ale jak…? – po chwili wyszeptała. W końcu wylał się jej słowotok z ust: …że przecież dzwoniła, …że się nie odzywa, …że coś dzieje… że ona to czuje… Zaczęła w końcu płakać i błagać… – Ewuniu… proszę, powiedz mi – jak kobieta kobiecie – co się dzieje? Czy on kogoś ma? – przy tym ostatnim pytaniu zadrżał jej głos… Co innego mogło się do cholery stać? Jeśli dojechał i był cały, i zdrowy, to czemu ma wyłączony telefon? Dlaczego się z nią nie kontaktuje? – Boże, co się dzieje?! – Julka rozkleiła się zupełnie. Ewce zrobiło się jej żal. Obiecała, że jak tylko czegoś się dowie, to jej powie, choćby to była najgorsza prawda. Telefon zadzwonił po tygodniu, po długich siedmiu dniach, podczas których Julka zachowywała się jak robot: śniadanie, zawiezienie dzieci do miasta do szkoły i przedszkola, sprzątanie, pranie, gotowanie, przywiezienie dzieci do domu, obiad, lekcje, kolacja, mycie i spanie… i tak w kółko – byle nie myśleć, byle nie wariować przez wzgląd na dzieci… Była strzępkiem nerwów. Telefon wyrwał ją z odrętwienia, z życiowej wegetacji. Był jak natrętna mucha. Dzwoniła Ewka. – Cześć – odezwała się głucho i nie oczekiwała odpowiedzi – słuchaj… Remek przyjechał dziś z Hamburga… zamilkła. Julka się ucieszyła, ale uśmiech szybko zamienił się w cień, gdy Ewka dodała: – I nie przyjechał sam… Ona jest w ciąży… Ewka mówiła coś jeszcze o obietnicy i lojalności… Julka już nic nie słyszała… nie słyszała nic innego, jak tylko słowa wibrujące w głowie „ona jest w ciąży”. Całe życie stanęło jej przed oczami. Opadła bezradnie na kanapę i nic jej się już nie chciało, nie było sensu, nie było już nic… ************************************************************************************************************* Julkę widziałam przedwczoraj. Umówiłyśmy się w kawiarni „Pod Amorem” na kawę. Schudła nieco, spoważniała, ale wyglądała też zaskakująco – zważywszy na okoliczności – ładnie i świeżo. Zapytałam, jak sobie radzi. Odparła, że dopiero rozpoczęła długą i trudną batalię sądową, ale dzięki dzieciom się trzyma. – Dzieci są moją siłą, a jemu nie dam mu satysfakcji! – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Nie za to, co mi zrobił! Z Remkiem nigdy już nie rozmawiała. Jego prawniczka na korytarzu, tuż przed rozprawą wstępną, oświadczyła, że jeśli chce coś mu przekazać, to tylko przez nią. – Jego telefon pozostał niewzruszony – zaśmiała się nerwowo. – Widzisz Kaśka, nawet mi przez myśl nie przeszło, że wtedy, w tę niedzielę, odbyło się nasze pożegnanie. Naprawdę, nie mogę pojąć, jak można w tak nikczemny sposób załatwiać swoje rodzinne sprawy? Żyjesz z kimś tyle lat, rodzisz mu dzieci… i wcale go nie znasz? I nie chodzi mi wcale o to, że odszedł… Przecież tylu ludzi się rozstaje na świecie! Ale o sposób, w jakim to zrobił! Przecież jesteśmy dorośli?! Przez to tylko, że jestem matką jego dzieci, należy mi się szacunek! Jak mógł mnie tak okłamać? Czułam się bardzo upokorzona… wręcz brudna… Nie wybaczę mu tego! Patrzyłam na nią z podziwem. Ilekroć pomyślę sobie o kobiecej sile, staje mi przed oczami obraz tej kruchej i niewielkiej istoty – Julki siedzącej z gracją na kawiarnianym krześle, popijającej latte i zajadającej lodowy deser…